TAK BRZMI MIASTO: KONCERTY CZ. II

Trzeci dzień koncertów z cyklu TBM otworzyła Namena Lala, czyli Natalia Orkisz w wersji zloopowanej. Again, od którego zaczęła, przypomniał, że zawsze naładowany głos jest jej największą bronią. Tym razem jeszcze „bardziej”, niż w Box Animie. Były więc szepty i krzyki, były triphopowe struktury i grzejący się looper, który wmontowywał to wszystko w odpowiednie sekwencje, zachowując balans między Bristolem a Essex. Mimo, że sama zapowiadała piosenki o samotności i frustracji, jednocześnie przyznawała, że jest nadzieja i optymizm – może nie w narodzie, ale w niej samej. I z tym optymistycznym akcentem wysłuchaliśmy m.in. Expectations expired czy bodaj najlepszego Eyes Of Green. Całość zamknęła jedyna polska kompozycja Foki.

Po niej na scenę wskoczył Iggy Not Pop z zespołem (perkusja z basem, czyli Bartek Owczarek z Krzysztofem Kułagą), i towarzyszącą mu tego wieczora raperką, Julią Miką. Funkująco-rapujący INP, wyrecytował nam i Przecinki, i Tańczącego z werblami. Przyznaję, że nie jest to moja stylistyka, choć utwór o sprzątaniu po swoim psie, ze względu na inspiracje Beastie Boys, okazał się na tyle przyjemny, że bujając się podchwyciłem na chwilę podany ry(t)m. Połamał mi go ostatni gość tego dnia, Muzaman, czyli beatboxujący Przemysław Fryc. Na scenie od 2008 roku, dwa lata temu dał się poznać międzynarodowej publiczności. Jako że beatboxerzy nie podlegają standardowej muzycznej ocenie, bo i to, co robią aparatem gębowym zwyczajne nie jest, pozwolę sobie napisać tylko, że człowiek-orkiestra fantastycznie, w pojedynkę rozruszał wieczór. I zamknąć tym opis trzeciego dnia.

Czwarty dzień to dwa ostatnie, tym razem krakowskie kwartety. Pierwsi – Ubu, z bardzo krótkim, dwudziestominutowym, i bardzo eklektycznym setem. Setem rozciągającym się między muzyką „tancrockową”, czasem rytmicznie funkującą, po mocniejsze, acz nieco psychodeliczne odloty (Joe?). W Ubu słychać i czuć młodość, w ich muzyce unoszą się jeszcze opary stylistycznych poszukiwań, co miejscami może uwierać. Na koniec  gościnnie, na wokalu, wsparła zespół Marta Przerada.

Drugi z kwartetów, Stonerror, który muzycznie debiutował w 2016 roku (od razu koncertowa EP „Rattlesnake Moan”), to już mocniejsza muzyka gitarowa. Trochę niemodna, chciałoby się powiedzieć, bo wychodzą z niej dobre lata 90., i to w najlepszym amerykańskim rocku. Za sobą mają już trzy pełnowymiarowe albumy, i to ogranie wyraźnie słychać też na żywo. Zaczęli mocno od Ships on fire, by w trakcie występu często  zmieniać natężenie i dynamikę, z odniesieniami do postgrunge’owych kapel (Los Hermanos, God’s Guns). Umiejętność składania w całość różnych rockowych inspiracji to cecha warta pielęgnowania. A muzycznie było to wyjątkowo mocne domknięcie tej właśnie strony TBM.

Tym, co po raz kolejny udało się zrobić organizatorom projektu Tak Brzmi Miasto, to zebrać i w prosty sposób pokazać (może nawet udowodnić, choć niczego nie muszą) jak różnorodna jest polska scena muzyczna. Daleko od warszawocentryzmu, dźwięków modnego do niedawna elektropopu, samego elektro, list OLiS, a nawet – z symbolicznymi odstępstwami – hip-hopu. I jeszcze słowo pochwały dla realizatorów, którzy z wielkim wyczuciem, i w zgrabnym montażu, podawali nam obrazki z perspektywy pustej, jakby na to nie spojrzeć, scenerii Klubu Studio.

LOADING